MIRSK
O świecie według czarownic
Niektórzy twierdzą, że Mirsk do 1945 r. był senną, prowincjonalną mieściną, inni znowu, że myliłby się kto sądzi, że teraz to istne Las Vegas. Mniejsza o to. Do miasta Mirska nie prowadzą trasy Stowarzyszenia Cyklistów. Wiodą jednak przez tereny leżące w gminie Mirsk. Atoli tylko na chwilę wymknę się z mapy rowerowej krainy. I zdaje mi się każdy, komu podczas wizyty w dawnym Bad Flinsberg myśl o Flinsie nie dawała spokoju, powinien zrobić to samo.
Kryjówka i świątynia Flinsa
Na południe od Mirska, na prawo od drogi łączącej go ze Świeradowem Zdrojem, na wysokości Mroczkowic jest wzgórze, które nazywa się Wyrwak (400 m). To właśnie na nim znajdowała się kryj ówka i świątynia Flinsa zanim jego figurkę ukazującą ponoć mężczyznę ze złotym lwem na ramieniu, ewakuowano przed krzewicielami chrześcijaństwa na Grzbiet Wysoki Gór Izerskich. Pod koniec XIX w. archeolodzy dokopali się na Wyrwaku elementów przyziemia dawnego sanktuarium, a we wschodniej części wzgórza, notabene, do 1965 r. nazywanego Zmarlakiem, odkryli ok. 150 urnowych grobów niezbicie potwierdzających, że było to miejsce kultowe.
Wszędzie czarownice a nawet sam diabeł
Z Mroczkowic wyjeżdżam szybko. Wolę nie spotkać dziwnej kobiety, która pogłaskała tu kiedyś krowę zakupioną przez niejakiego Reinholda Steckela i od tego czasu zwierzę zamiast mleka, które dawało w wielkiej obfitości, zaczęło dawać krew. W końcu rower to nie krowa, ale nigdy nic nie wiadomo, zwłaszcza w okolicach Kamienickiego Grzbietu. Chyba nie przypadkiem w pobliskiej Krobicy, w 1672 r. przyszedł na świat Jan Krzysztof Schwedler, pastor i znany pietysta, który idąc za głosem swego religijnego serca, biorącego, jak to u pietystów, górę nad snującym teologiczne rozważania rozumem, napisał bagatela 400 kościelnych pieśni. Może odstraszały trochę wędrujące tu wszędzie czarownice a nawet samego diabła, który miał się pojawić w Krobicy w 1613 r., co też wkrótce sprowadziło na wieś straszną zarazę. Z moru ocalał tylko sędzia Richter... ponoć widział piekielnika.
Z Krobicy wpycham rower na Sępią Górę (828 m). Sępów nie widzę, za to Pogórze Izerskie i Góry Kaczawskie, Świeradów Zdrój i Grzbiet Wysoki owszem. Dla tych landszaftów licznie wspinali się tutaj świeradowsy kuracjusze i klientela nieistniejącego dziś schroniska w Kotlinie. Może trafił tu też książę Bolesław IV Kędzierzawy, który na północ od Kotła (721 m) miał ponoć wznieść myśliwski zamek? A może jakiś górnik szukający w lesie zielarki, która ulżyłaby jego zmęczonemu pracą ciału? Swego czasu w Kotlinie trwały bowiem prace górnicze. Eksploatowane od początku XVI w. złoża cyny w pobliskim Gierczynie pod koniec stulecia zaczęły się wyczerpywać i od drugiej połowy XVIII w. roboty wydobywcze przeniesiono w okolice przylepionej do Kotliny od zachodu Krobicy a także do usytuowanej na wschód od Gierczyna Przecznicy, gdzie eksploatowano też złoża kobaltu w górze Prochowa (495 m). Były one tak wydajne, że wytwarzana dzięki nim farba kobaltowa służąca do barwienia tkanin, szkła i ceramiki oraz produkcji farbki do prania, pod koniec XVIII w. pokrywała do 10% europejskiej produkcji.
Przecznica przez długie lata funkcjonowała nie tylko jako ośrodek górnictwa, po którym do dziś zostały w terenie zasypane kamieniami sztolnie i wyrobiska, podobnie zresztą jak w Gierczynie. Należała bowiem do ulubionych miejsc włóczących się po Kamienickim Grzbiecie czarownic. Jedną z nich spalono nawet na stosie w Mirsku w 1593 r. Nie na wiele się to jednak zdało, bo kilka tygodni później gawiedź znowu widziała ją w lesie. Wygląda zresztą na to, że z Przecznicy, Krobicy, Kotliny, Gierczyna, Proszowej i Kwieciszowic to ludzie się wynieśli, a wiedźmy pozostały. Wszystkie te wsie wydają się znikać, zapadać ze swoją nieraz naprawdę ciekawą zabudową w czasie i przestrzeni, ulatniać w niewidzialny eter. Powoli dzieje się z nimi to, co z poniemieckimi cmentarzami w Gierczynie czy Proszowej, są zarastane przez drzewa, krzaki i pajęczyny.
Na wysokości Proszowej, odbijam na południe. Za Tłoczyną (785 m), a przed Kowalówką (888 m) zjeżdżam kawałek w prawo do Wolframowego Źródła leżącego na lewo od ścieżki. Ponieważ do zmierzchu zostały jakieś dwie godziny, bez obaw o spotkanie z wiedźmą, usiłuję odnaleźć w pobliżu ruiny Pogańskiej Kaplicy. Kto wie jednak czy więcej czarownic nie kręci się na Rozdrożu Izerskim (767 m). Na tej szerokiej przełęczy, łączącej Grzbiet Wysoki z Kamienickim, między widocznym na południu wyrobiskiem nieczynnej już kopalni kwarcu "Stanisław", a stojącym tuż przy Drodze Sudeckiej dawnym schroniskiem "Ludwigsbaude", a jeszcze pod koniec lat 80. prężnym sanatorium, zwłaszcza w mgliste, wilgotne dni słychać kamienne trzaski i drewniane jęki. Wyjedzona koparkami góra. Uginająca się pod ciężarem czasu architektura. Taki świat według czarownic.
Sandra Nejranowska